Zacznę od samej podróży do Portugalii, która przebiegła bez żadnych komplikacji. Z samego rana wyjechaliśmy busikiem do Warszawy na lotnisko Chopina. Będąc na lotnisku, bardzo chciałam zajrzeć do Airport Hotel Okęcie, a w szczególności do cukierni „Czekolada Cafe”, gdzie w styczniu odbyłam tygodniowe praktyki, lecz z braku czasu, zamieszania i troszkę też odległości między lotniskiem a cukiernią nie udało mi się udać w odwiedziny. Nadrobię to przy najbliższej okazji ;)…
Po przylocie ponownie mini busem udaliśmy się z lotniska w Lizbonie do Montijo- miejscowości gdzie mieliśmy zamieszkać. Apartament znajdował się na 4 piętrze. Dla mnie- dla osoby która normalnie mieszka na parterze, wchodzenie przez cały miesiąc po tych schodach hmmm… musiałam się przyzwyczaić :P. Mieszkanie mieliśmy duże piętrowe- dla 9 osób: kilka pokoi, kuchnia, 3 łazienki, pokój tzw. „living room”, gdzie wspólnie spędzaliśmy wieczory. Oprócz tego dwa balkony, telewizor, pralka, żelazko, wi-fi, czajnik i wiele innych przydatnych sprzętów- jednym słowem jak w domu! I tak właśnie się czułam przez te kilka tygodni.
Głównym założeniem w Portugalii były praktyki- miesięczna praca. Pracowaliśmy w restauracjach, hotelach, biurach podróży i przychodniach na terenie Lizbony oraz Montijo.
Jak wyglądała praca w Marradas? Może zacznę od samego miejsca.. restauracja bardzo klimatyczna, piękne wnętrze, nieduża kuchnia, dominuje kolor czarny i czerwony.
Każdego dnia (z podkreśleniem słowa KAŻDEGO) dzień rozpoczynaliśmy od mocnego espresso na świeżym powietrzu przed restauracją (2-3 minutki i z powrotem do pracy). Teraz pomyślcie sobie, ile w ciągu tego miesiąca wypiłam kaw… zaczynam odwyk od teraz 😉 !!!
Espresso było zawsze koło godziny 10.30, czyli wtedy kiedy zaczynałam pracę. O 12.00 zawsze dostawaliśmy tzw. drugie śniadanie, na które składało się pieczywo w postaci obłędnych podłużnych bułek z nasiona lub bez, ale obowiązkowo wysmarowanych masłem. Do tego znów kawa lub mleko, sok, jakiś jogurt- co kto chciał. Ja wiem, że brzmi to może prosto i mało interesująco, ale uwierzcie mi, że cały ten ich poranno-popołudniowy rytuał, który dzień w dzień jest zawsze taki sam, jest po prostu niezwykły! Te bułki do teraz chodzą mi po głowie i już za nimi tęsknię! Kurcze, to masełko topiące się w tej jeszcze ciepłej bułce ahhh…
BARIERA JĘZYKOWA
~CIESZMY SIĘ NAWET Z NAJDROBNIEJSZYCH RZECZY~
Byłam zachwycona małymi kawiarenkami, gdzie można było wypić kawę, zjeść ciacho, bułeczkę, ogólnie śniadanie. Było ich mnóstwo! Wszędzie gdzie się nie poszło, widniał napis „Pastelaria”!
3 komentarze
Justynko, widzę, że było pięknie :). Wspomnienia są zawsze bezcenne :). I te znajomości, które zostają w sercu. Miłego powrotu do Twojej rzeczywistości :).
Kurczę, to wygląda na podróż życia 😀 Piękne zdjęcia i miło czytać, że jesteś zadowolona 🙂 Życzę dalszych podróży i nowych doświadczeń! <3
Co to za praktyki ? Ktoś Cię wysłał na nie ? Szkoła ? Sama znalazłaś ?